Hej :)
Odkad pamietam (czyt. odkad obudzil sie we mnie instynkt macierzynski i strasznie zapragnelam dziecka) obiecalam sobie, ze gdy bede prowadzic rozmowy czy przemawiac do swojego bobasa bede mowic do niego normalnie jak do doroslego czlowieka. Zawsze gdy tylko slyszalam jak sie mowi do malenkiego dziecka " a cio..", "a dami papu.." i tego typu zmiekczenia zalewala mnie krew. Czemu nie mozna mowic normalnie?! przeciez to my jestesmy pierwszymi nauczycielami swoich dzieci i jesli zalezy nam zeby pozniej ich mowa byla poprawana, mowmy do nich normalnie. Ja bardzo czesto bedac jeszcze w ciazy powtarzalam ze takie mowienie uwazam za blad, ze chce aby do mojego dziecka mowiono normalnie, a gdy ktos mowi "dziecinne" staram sie zwrocic delikatnie uwage. Efekty takiego "normalnego" mowienia widze u siebie w rodzinie, mam kuzynke ktora ma dwuletnia coreczke i Oliwka potrafi zaskoczyc swoja prawidlowa mowa, tylko dlatego ze jej mama rowniez przestrzegala tego aby zwracano sie do niej normalnie.
A co wy o tym myslicie? Jak podchodzicie do takiego dziecinnego gadania?
Ech powiem wam ze pogaduchy z moim syneczkiem, zwlaszcze poranne to najlepsza czesc dnia. Bastian zrobil sie niesamowity gadula, potrafi krzyknac dla zwiekszenia efektow swoich historii :) jest strasznie radosnym, rozrsmianym maluchem, ktory uwielbia mocne meskie glosy, to do facetow usmiecha sie szybciej jak do kobiet :) Ale gdy tylko uslyszy mamusie to juz wogole, jego usmiech jest tak slodki ze od razu sie rozplywam :):) Jestem na maksa zakochana w swoim maluchu :D;D
buziaki i milego dnia :)
carolyna